niedziela, 20 kwietnia 2014

Opowiadanie osiemnaste

To coś tak naprawdę nie jest historią. Mogłaby być częścią jakiejś większej opowieści, ale napisałam jedynie ten fragment i na tym się skończyło, jak zwykle zresztą. Jest to kolejna alternatywa potterowska, w bardzo moim stylu, z moimi bohaterami i moją wizją świata bez/po Voldemorcie. W sumie to lubię ten urywek, bo wydaje się taki naturalny, że to aż niemożliwe. Tekst jest stary, ale nie znam dokładnej daty jego powstania. Po czyszczeniu komputera, większość moich starych tekstów datowana jest na luty 2013.


Droga Ginny

wierzę, że wszystko u Ciebie i ogólnie w Anglii w porządku, że czujesz się dobrze i nie zamartwiasz się zbytnio. Wprawdzie ten list miał napisać Blaise, ale komu chciałoby się czekać, aż wytrzeźwieje? Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe.

Skończyliśmy naszą wakacyjną wycieczkę po Europie, nim zdążyła się ona jeszcze zacząć i odpoczywamy obecnie na wspaniałej Sycylii. Myślę, że Tobie też by się tu spodobało, bo to naprawdę piękne miejsce.

Sycylia to niezbyt duża wyspa składająca się prawie wyłącznie z wysokich, skalistych wybrzeży i złotych, gorących plaż, a prócz tego niebo jest tu niezwykle błękitne i bez jednej chmurki, a morze niespotykanie czyste. Ogólnie wszystko tu wydaje się takie inne niż nasza droga, wiecznie zamglona i zachmurzona Anglia, gdzie nieustannie pada, a temperatura latem nie przekracza dwudziestu stopni. Na Sycylii jest zwykle strasznie gorąco, aż trudno czasem wytrzymać we własnej skórze, ale mnie to nie przeszkadza. Niewiele tutaj roślinności, wokół nas rosną tylko takie małe, suche krzaczki z twardymi listkami, które wyrastają bezpośrednio z pęknięć w skałach. Ciągle nie mogę się nadziwić, jakie są silne i jak wielką mają wolę życia, żeby tak przebijać się przez twardy kamień, a potem uparcie rosnąc mimo kiepskiej gleby i braku wody. Nieco bardziej w głąb lądu można jednak spotkać lasy, w innej części wyspy wysokie klify porośnięte są zielenią, a przy każdej drodze rosną drzewa, a to wszystko zupełnie niepodobne jest do tego, co znamy z Anglii mówi się na to roślinność śródziemnomorska. Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć wszędzie tu rosną palmy i kaktusy, a tutejsi mieszkańcy hodują oliwki, daktyle, pomarańcze, cytryny oraz wiele innych egzotycznych owoców. Są tutaj też niesamowite kwiaty kolorowe, pachnące. Nie masz nawet pojęcia, jakie one są piękne!

Mieszkamy w małym domku z białego piaskowca, który Draco pożyczył od swoich kuzynów z Rzymu. (Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że on ma tak wiele dalekiego kuzynostwa, o którym nigdy nikomu nie wspomina, nawet mnie, choć przecież znam go nie od dziś i raczej nie miewamy przed sobą tajemnic.) Z drugiej strony, "domek" to jednak spore niedopowiedzenie, bo wydaje mi się, że pomieściłby ze trzy takie jak ten przy Grimmauld Place albo jak Nora, no ale Malfoy Manor to jednak nie jest, więc dla rozróżnienia (i dla świętego spokoju) mówimy o nim "domek". Zbudowany jest na jednym z klifów i z okien po północnej stronie widać tylko morze daleko, daleko w dole. Blaise wyjrzał przez to okno tylko raz, a teraz nie zbliża do północnej ściany nawet na krok sama wiesz, jaki on ma lęk wysokości. Ogólnie domek jest bardzo ładny, taki duży, przestronny i bardzo, ale to bardzo jasny wszystko w jego środku jest w bieli, złocie lub odcieniach beżu. Można powiedzieć, że przez pierwsze dni tutaj wszyscy troje przeżywaliśmy taki jakby szok wrażeniowy po zakurzonym Grimmauld Place i ponurym Malfoy Manor, gdzie wszystkie pomieszczenie są ciemne i mroczne. Tutaj okna nieustannie są otwarte, powiewają w nich śnieżnobiałe firanki, podłogi są chłodne w porównaniu z temperaturą wokoło, a pościel delikatna i bardzo, bardzo cienka. Powietrze, choć duszne i gorące, mimo wszystko jest jednak przyjemne. Mamy tu też duży, wyłożony białymi kafelkami basen, którego przeznaczenia nie potrafię pojąć, skoro ledwie kilka jardów dzieli nas od morza oraz tak ogromny i wspaniały ogród, że po prostu żyć, nie umierać!

Tutaj wszystko jest inne, lepsze, przyjemniejsze. Mogłabym tu zamieszkać, zestarzeć się i umrzeć wolna i szczęśliwa. To jest cudowne miejsce i nawet sobie nie wyobrażam, że nie miałabyś przyjechać tu z nami za rok. Wydaje mi się, że zostaniemy tu już do końca wakacji nasza wycieczka po Europie może poczekać jeszcze ten jeden rok, bo przecież Paryż, Madryt i Berlin nie uciekną, a cztery tygodnie na słonecznej Sycylii to właśnie to, czego potrzebowaliśmy. Dobrze, że wyjechaliśmy wcześniej, a nie tak jak planowaliśmy, no i że zaczęliśmy od Włoch zmarnowaliśmy tylko trzy dni w Rzymie i wierz mi, naprawdę czuję, że to trzy zmarnowane dni, które mogłam spędzić tutaj!

Czas mija nam na opalaniu się pod tym niesamowicie niebieskim niebem i długich kąpielach w spokojnym morzu, które nie można nazwać inaczej niż "lazurowe". A raczej to mnie czas tak właśnie mija, bo Draco i Blaise, jak się pewnie domyślasz, nieustannie włóczą się po barach i wystawnych imprezach w ogromnych rezydencjach. Czarodziejów i magicznych miejsc do imprezowania jest tu tak wiele, że nie wiem, czy uda im się to wszystko załatwić przez pozostałe trzy tygodnie. Niestety, ciągną mnie wszędzie ze sobą Draco stwierdził, że nie pozwoli zostać mi samej na noc w pustym domu, zwłaszcza że ten dom jest własnością rodziny jego ojca, która do normalnych nie należy. Ale tak naprawdę to nie mam na co narzekać nawet imprezowanie jest tu nieco inne, takie jakby bardziej wyrafinowane, a ja nie trafiłam jeszcze na żadnych nachalnych typków, którzy nie potrafią uznać odmowy. Albo po prostu Draco odgania wszystkich, nim zdążą do mnie dotrzeć. To byłoby bardzo do niego podobne. No ale jesteśmy tu dopiero tydzień, więc wszystko jeszcze może się wydarzyć. Poznałam już kilka interesujących osób, z którymi naprawdę przyjemnie mi się rozmawiało, w tym Fabienne Blanchard, która dwa lata temu była w Hogwarcie wraz z delegacją Beauxbatons na Turnieju Trójmagicznym. To stara znajoma Fleur i powiedziała mi, że były nawet w szkole na tym samym roku. W gruncie rzeczy to miła dziewczyna, choć wydaje mi się, że te Francuzki jednak mają coś z tym zadzieraniem nosa.

Jak już wcześniej wspomniałam, Draco i Blaise jeszcze nie wytrzeźwieli po wczorajszej imprezie, ale i tak przesyłają Ci pozdrowienia. A zwłaszcza Blaise, który odkąd tu przyjechaliśmy, nieustannie smęci o napisaniu do Ciebie. Nie wiem jak Ty, ale ja jeszcze żadnego listu nie widziałam, przez co zamiast czekać, aż on w końcu weźmie się w garść, piszę sama, żebyś się nie martwiła. Wszyscy troje nadal żyjemy, chłopcy może odrobinę gorzej ode mnie, ale zapewne na wieczór będą już świeżutcy i wypoczęci, a przy tym zdolni do pojawienia się w szanownym towarzystwie. Nic ich tak nie ożywia, jak perspektywa kolejnej imprezy. Czasem już sama nie wiem, jak ja z nimi wytrzymałam tyle lat.

Jeśli chodzi o Dracona, to nie jest źle. Nie wiem, co działo się na spotkaniu z włoską gałęzią rodu Malfoyów, bo nie zostałam na nie zaproszona, jako że jeszcze do rodziny nie należę. Draco wyszedł z domu Cassellów z klasycznym wnerwem i tylko cud sprawił, że po drodze nikogo nie zabił i nic nie rozwalił. No ale domek na Sycylii nam wypożyczyli, więc chyba nie jest tak źle. No chyba, że to nie ich domek, tylko po prostu Draco kupił go w pięć minut od jakiegoś bogatego tubylca, co wydaje mi się całkiem do niego podobne. W każdym razie, w drodze powrotnej mamy przejechać przez Rzym, bo wielce szanowny dziedzic Malfoyów zapragnął jednak przedstawić mnie synowi brata babki ojca w każdym razie coś takiego czy mi się to podoba, czy nie. Typowe dla Malfoyów, nie przejmować się zdaniem innych. Jestem ciekawa, czy wuja w ogóle pytał o zdanie, czy po prostu ma zamiar zrobić to z czystej złośliwości. Jeśli to drugie, kup kwiaty i zamów jakąś ładną trumnę oraz mistrza ceremonii, bo go zamorduję.

W każdym razie, Draco wrócił już do siebie. Jest złośliwy, ironiczny, wciąż niezadowolony z życia i nieustannie zrzędzi czyli jak zawsze. Wczoraj dostał w zęby od Blaise’a i trochę się uspokoił, ale sądzę, że już obaj o tym zapomnieli i czeka nas kolejna dawka jego malfoyowskiego uroku osobistego. Wiesz, Ginny, nawet się tym jakoś szczególnie nie przejmuję. Kupiłam sobie w Rzymie nowe buty, śliczne czarne szpilki z najnowszej kolekcji Romano Mazzante, którymi za nic w świecie nie chciałabym mieć rozdeptanej stopy. Zwłaszcza, że zapłaciłam za nie z pieniędzy Dracona.

Zresztą, nie wiem, czemu Ci to wszystko piszę. Pewnie w ogóle nie obchodzi Cię nastrój Dracona. Wiem, że za sobą nie przepadacie i nie martw się, nikogo to ani jakoś szczególnie nie dziwi, ani też nie martwi. Jestem bardzo, ale to bardzo świadoma, Dracona trudno lubić (on też jest tego świadom i chyba strasznie lubi ten stan, skoro nie stara się go zmieniać), ale wierz mi, gdy już to zrobisz, od razu pokochasz go całym sercem.

Kończę już. Blaise odzywa się z góry jeśli te wszystkie przekleństwa, które do mnie docierają, można uznać za odezwanie się dlaczego w tym domu jest tak niesamowicie gorąco. Znaczy, niedokładnie tak, ale pozwolę sobie ominąć wszystkie wyrazy, nienadające się do przytoczenia w kulturalnym liście. Jednak to dobry znak, bo jednak żyje. Draco niestety też, bo teraz klnie na Blaise’a, że tamten klnie. Wiesz, wydaje mi się czasem, że ja to ich chyba nigdy nie zrozumiem. Zaraz wyślę do nich Paskudę, bo szczerze wątpię, czy mają tam jeszcze coś do picia.

Dołączam zdjęcia i mam nadzieję, że Ci się spodobają. Część robiona jest w Rzymie, a część już tutaj. Oboje z Blaisem robiliśmy je z myślą o Tobie, żebyś zobaczyła, jak tutaj jest pięknie. Znaczy, dopóki Blaise był jeszcze trzeźwy i mógł normalnie myśleć. Gdy będziesz je oglądać, to będzie tak, jakbyś tutaj była tu z nami choć w części, tak choć duchem.

A jeśli chcesz zapytać o ten srebrny kabriolet, to jest to totalna głupota, jednak do tej pory nikomu nie udało się jeszcze wybić Draconowi z głowy idiotycznych pomysłów. Swoją drogą, kiedy on nauczył się jeździć mugolskimi samochodami?

Pozdrów wszystkich, rodziców, rodzeństwo, Fleur, Harry’ego i Hermionę. Ucałuj ich ode mnie. Wrócimy trzydziestego pierwszego sierpnia i mam nadzieję, że Draco z Blaise’em jakoś wytrzeźwieją do rozpoczęcia roku szkolnego.

Całuję,
Corny

PS. W sobotę wesele Billa i Fleur, tak? Nie martw się doprowadzę jakoś Blaise’a do stanu używalności, ładnie zapakuję i wyślę pocztą ekspresową. Dotrze na czas, już ja się o to postaram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Raion