czwartek, 29 lipca 2010

Opowiadanie drugie

        Historia zainspirowana opowieścią koleżanki o jej koleżance. Nie była ona dokładnie taka, znacznie ją podrasowałam, ale mimo to zachowałam jakieś podobieństwa. Można powiedzieć, że jest to moja pierwsza opowieść ze szczęśliwym zakończeniem. Przynajmniej na razie szczęśliwym. Historia tych bohaterów toczy się dalej. 



Dziewczyna mafii


Najsłodszego mnie kłamstwa uczysz, moja duszo.
Leopold Staff

maj 2009
         Lilianna Kotowicz, ciemnowłosa osóbka o bardzo bladej cerze i piwnych oczach, która uważana była za najgorszego kujona na świecie, miała kiepski tydzień. Stanowczo maj nie należał do najprzyjemniejszych miesięcy licealisty. Dla niej, spokojnej, lecz ambitnej pierwszoklasistki, był istną mordęgą. Powaliła ją ilość nauki, sprawdzianów, kartkówek, zaliczeń. Wieczorami znęcała się nad podręcznikiem od geografii, uderzając nim o stół lub rzucając na podłogę. Geografia, zwana potocznie gegrą, od wieków była znienawidzonym przez nią przedmiotem. Oby tylko wyciągnąć się na cztery, myślała, zakuwając materiał.
        W środę po skończonych lekcjach, śpiesząc się na autobus, postanowiła, że jeśli jednak nie uda jej się osiągnąć upragnionego cztery minus z odpowiedzi, rzuci tę szkołę w cholerę. Miała dość. Szła skrajnie wkurzona, wystukując adidasami równy rytm, którego nikt nie słyszał. Ten dzień też nie należał do najprzyjemniejszych. Znów zarobiła ohydną tróję z angola, co wcale jej nie satysfakcjonowało. Zbyt dużo się uczyła, żeby być zadowolonym, gdy sorka wpisywała jej do dziennika dostateczny. Angielski też nie należał do jej ukochanych przedmiotów, ale stać było ją na więcej. Tym czasem dostał trzy plus. I była wściekła, że chętnie by coś rozniosła.
        Na przystanek weszła równo z autobusem. Usiadła przy oknie i wcisnęła w uszy słuchawki. Głośna muzyka to to, czego było jej w tej chwili potrzeba, aby zagłuszyć nieprzyjemne myśli. Oddała się jej, nucąc bezgłośnie znane na pamięć kawałki, które kochała.

So close no matter how far
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters
Never cared for what they do
Never cared for what they know
But I know…

        Nagle jej plecak został brutalnie zepchnięty z siedzenia obok i wylądował na ziemi, ściągając jej przy tym słuchawki, które razem z komórką poleciały w dół. Złapała ją w ostatniej chwili koniuszkami palców.
        - Sorry - mruknęła Julka Dobiesław, umieszczając swoje zgrabne cztery litery na zwolnionym właśnie siedzeniu. - Ale muszę ci coś powiedzieć.
        Lilka ustawiła plecak pod swoimi nogami, po czym przyciszyła nieco muzykę i założyła jedną słuchawkę. Na nowo do jej umysłu powrócił temat szkoły, co ponownie wprawiło ja w zły nastrój. Z Julką chodziła do klasy w podstawówce i w gimnazjum, ale teraz się rozdzieliły. Zresztą nigdy nie były przyjaciółkami, raczej bardzo dobrymi koleżankami, które lubiły od czasu do czasu pogadać w autobusie o tym i o tamtym, poopowiadać, co której leży na sercu, poradzić, a potem zapominały o sobie na kilka tygodni, żeby trafić na siebie przypadkiem i znów zacząć plotkować.
        Julia miała zielone oczy, opaloną skórę i według Kotowiczówny, bardzo ładne rude włosy, których szczerze nie cierpiała. Była osobą bardzo zaradną i wygadaną, przez co często pakowała się w kłopoty.
        - No…? - ponagliła ją Lili.
        - Pokłóciłam się z mafią.
        Lilka, która była w trakcie szukania swojej ulubionej piosenki, zamarła na chwilę, po czym spojrzała na koleżankę z niedowierzaniem, marszcząc brwi. Ta sprawa całkowicie odciągnęła jej myśli od szkoły i nauki.
        - To, że się pokłóciłaś, to rozumiem - powiedziała wolno - bo jak cię znam, to zawsze z kimś zadrzesz. Ale z mafią? Jak to z mafią? Z jaką mafią? - zdziwiła się.
        - No, normalną. Okoliczną.
        Dla odmiany Lili otworzyła szeroko oczy. Nie słyszała o żadnej okolicznej (lub może okolicznościowej? licho wie) mafii, ale była człowiekiem ciekawskim i temat ją pociągał. Tym bardziej, że była w niego zaplątana Julka i mogła dowiedzieć się wszystkiego bezpośrednio i z pierwszej ręki. A potem ona, Lilianna Kotowicz, stworzy cudne opowiadanie o mafii, o której istnieniu do tej pory nie wiedziała. Julka zawsze dostarczała jej niezłych wątków do opowiadań, choć nie zawsze była tego świadoma.
        - W okolicy jest jakaś mafia? - zapytała rudą. - Pierwsze słyszę.
        - Ano jest - odparła tamta i zaczęła opowiadać przytłumionym głosem. - Niedawno się dowiedziałam, a teraz na dodatek przekonałam na własnej skórze. Pamiętasz, jak mówiłam ci o tym chamskim chłopaku, co się z nim pokłóciłam, sama wiesz o co? - zapytała retorycznie i kontynuowała nie czekając na odpowiedź. - On też jest z tej mafii, ale to taki jakby goryl czy coś. Dziś rano natrafiłam na syna mafiozo i to dosłownie. Przystojny jak cholera, ale równie bezczelny. Wszystko ładnie-pięknie, przedstawiliśmy się sobie, gadka-szmatka i takie tam. Potem powiedziałam, że nie mam zamiaru sterczeć jak głupia przed szkołą tylko idę na miasto. Marta, moja przyjaciółka, opowiadałam ci zresztą o niej - wyjaśniła - mówi do mnie, żebym została, bo nie chce tak sama i takie tam. No a ja jej mówię, że nie lubię takiego idiotycznego podpierania ściany itepe i idę sobie. A wtedy on, znaczy ten mafiozo, mówi, że jestem uparta jak osioł. Ja odparłam mu na to, co o tym myślę, a on nazwał mnie rudą cholerą i małym chochlikiem. No to mu powiedziałam kilka zdań do słuchu i się nieco pożarliśmy. Wydawał się być bardzo zły albo raczej wściekły. Trudno mi określić, bo też się wnerwiłam. W końcu powiedział, że ma mnie dość i to on sobie poszedł. A potem Krystian, chłopak Marty, też ci o nim mówiłam, powiedział mi, że to jego taki jakby szef.
        - Szef? Jego szef? - zainteresowała się.
        - No właśnie o to chodzi - mruknął nieco zdenerwowany rudzielec, bezmyślnie bawiąc się breloczkiem od telefonu. - Okazało się, że Krystian też w tym siedzi i to głęboko. Bo ten cały Gabriel to jest jego kumplem od dzieciństwa, a potem on z lojalności też dołączył do mafii.
        Gabriel. To jedno imię zabrzmiało w uszach Lili i wydało jej się, że odbiło się echem po całym autobusie, który trząsł się po dziurawych drogach. Zdawało jej się, że wszyscy je usłyszeli. Czy ona mówi o jej Gabrielu? Znała trzech innych, więc to równie dobrze mógł być któryś z nich, jednak było małe ale. Wszystko zaczęło składać się w sensowną całość. Zbyt sensowną.
        - To skąd ten mafiozo? - zapytała cicho, cedząc słowa i udając, że wiedzie nią czysta ciekawość. - Gdzie chodzi do szkoły?
        - No, do was - odparła Julia, burząc jej nikłe nadzieje. - Jest w drugiej klasie matematyczno-fizycznej.
        Nerwy zaczęły jej nie wytrzymywać i bała się, że powie coś głupiego, więc wolała na chwilę zamilczeć. To dlatego znikał ze szkoły, czasem nawet na kilka dni, z powodu ważnych spraw. Stąd ten respekt przed nim i szepty za jej plecami, które uważała za jej własną manię prześladowczą. Zabiegał o nią zwykły chłopak z bogatej rodziny, a chodziła z synem mafiozo. O mamuńciu.
        Do tego jeszcze ten Krystian. Nie wiedziała nawet, że znała chłopaka, o którym tyle słyszała od Julii. Spotykała się z nim prawie codziennie, gdy przychodził do Gabriela z jakimś interesem. Krystian. Cała prawda leżała tuż obok, a ona jej nie widziała. Najprostsze rozwiązanie, leży najbliżej, ale najtrudniej je zobaczyć. Chodziła z mafią.
        - Teraz piekielnie się boję - dodała Julka, przerywając ciszę.
        Lilka obudziła się z otępienia. No fakt, to nie ona powinna się bać, przynajmniej nie w tym momencie. Na razie była bezpieczna, co innego Julia.
        - Myślisz, że on mógłby… - Nie skończyła.
        - No, nie wiem - odrzekła wolno ruda. - Wyglądał na takiego, co mógłby wszystko. Dlatego się boję. Nie wiem, czego mam się spodziewać. Boję się, naprawdę się boję - powtarzała, patrząc w sufit.
        Lili westchnęła ciężko.
        - Wiesz, wierzę ci. Ja też bym się bała.
        - Co mam zrobić? - zapytała Julka. - Kiedyś na niego trafię, choćby przypadkiem. Jeśli wcześniej on nie pomyśli, żeby… No wiesz.
        - Przestań - skarciła ją Lilka. - Nawet tak nie myśl. Poczekaj, aż… - ugryzła się w język.
        - Aż…? - podłapała ruda.
        - Aż wymyślisz coś sensownego - skończyła.
        Chciała powiedzieć: Poczekaj, aż z nim porozmawiam, ale to nie brzmiało zbyt dobrze. Bycie dziewczyną mafii nie wyglądało zbyt dobrze. Jej życie nigdy nie było zbyt dobre. Raz spodobał jej się chłopak i okazał się on synem mafiozo. Raz zainteresował się nią chłopak i okazało się, że gdy go rzuci, może stracić głowę. Julia bała się już od dłuższego czasu, teraz pora na nią. Ale zanim…
        - Julka, powiedz ty mi, co ta mafia robi na takim zadupiu jak Roztocze? - zastanowiła się. - Pomyśl tak logicznie. Tutaj nie trzeba być mafią, żeby mieć wpływy, a każdy kto ma wpływy i forsy jak lodu, natychmiast stąd wyjeżdża. Zauważ, że to nie ma sensu, żeby taka mafia siedziała na takim zadupiu.
        - Pojęcia nie mam i wolę nie wnikać, żeby naprawdę mnie… wiesz… nie sprzątnęli - odparła Julia z wahaniem.
        - No wiem, ale coś mi tu śmierdzi. Temu brakuje jakiegoś porządku, sensu, logiki, no wiesz, nie trzyma się to kupy. Co nie zmienia faktu, że cuchnie z daleka - zakończyła Lilka.
        Ruda spojrzała na nią dziwnie.
        - Nie wiem, o co ci chodzi, ale sądzę, że za dużo nad tym myślisz - odpowiedziała wolno, ważąc słowa. - Nie myśl nad tym, tylko zastanów się, jak mnie z tego wyciągnąć, bo ja to nie wiem. - Westchnęła. - Na razie - pożegnała się, wysiadając na swoim przystanku.
        - Cześć - mruknęła bezmyślnie Lili, nadal dumając nad tą całą sprawą.
        To jej się absolutnie nie podobało. Jeśli naprawdę zostałam nieświadomie wciągnięta do tego bagna, pomyślała, to jak Boga kocham, zrobię krzywdę Gabrielowi, mimo tego, że się go piekielnie boję. Oj, dostanie mu się. Pół roku z nim była i o niczym nie wiedziała. Koniec dobroci, żachnęła się w myślach. Teraz wiedziała wszystko i absolutnie jej się to nie podobało.

        Czekała. Raz po raz spoglądała na zegarek, ale temu jakoś się nie spieszyło i wydawał się stać w miejscu. Lilka trochę już się niecierpliwiła. Tak naprawdę, to cierpliwość nie leżała w jej naturze. A jeśli on dziś nie przyjdzie? Nie miała ochoty czekać do piątku. Rozniosło by ją. Myśli, emocje, obawy, to wszystko rozsadzało jej głowę. Nie, do piątku nie wytrzyma.
        Jeszcze wcześnie, powtarzała raz za razem. Jeszcze wcześnie. Tak to już bywało, gdy człowiek miał za dużo czasu. Zwykle tę godzinę przed lekcjami pożytkowała na uczenie się, ale teraz nie miała do tego głowy. Chciała wybiec, chciała mieć to już za sobą, byle tyle nie czekać. A jeśli dziś nie przyjdzie? Jeśli dziś nie przyjdzie, to co teraz?
        Siadła na wąskim tabunowym krzesełku, wciśnięta w najdalszy kąt trybun z lewej strony. Trochę niżej, na parkiecie sali gimnastycznej, kilku chłopaków rozgrzewało się przed lekcją. To była klasa Gabriela i Lili dobrze o tym wiedziała. Wysłała mu esemesa, że czeka na trybunach, w razie jakby jej nie zauważył. Pod koszem w czarnej koszulce stał Bartosz, kumpel Gabriela. Nawet go lubiła. Był to sympatyczny rudzielec o piwnych oczach, z kilkoma piegami na nosie i szerokim uśmiechem. Kumpel. Czasem zabierał ją ze szkoły, gdy Gabriel znów gdzieś przepadał. Miły gest, myślała wtedy. Westchnęła. Zewsząd otaczali ją ludzie z…
        - Cholera - mruknęła cicho.
        To słowo nie chciało jej przejść przez gardło. Taki sympatyczny chłopak, a dał się wpakować w takie bagno. Pokręciła głową, nerwowo bawiąc się suwakiem torby. Sala gimnastyczna była bardzo duża, a echo paskudne, jeśli było mało ludzi. Na parkiecie walczyło o piłkę dziesięciu chłopaków, a na trybunach, prócz Lilki, siedziała para z drugiej klasy humanistycznej i to tuż przed nią oraz w przeciwległym końcu trzy dziewczyny z matematyczno-fizycznej z jej roku. Lili wpatrywała się w ciemne włosy dziewczyny przed nią i starała się nie myśleć o niczym. Nie bardzo jej to wychodziło, bo ona z natury była człowiekiem, który non stop coś w umyśle mielił. Zaczęła tupać stopą o podłogę. Siedzenie sam na sam z własnym myślami nie wychodziło jej na zdrowie. Wolałaby mieć to jak najszybciej za sobą.
        Gabriel pojawił się w pół do ósmej. Szedł raczej niespiesznie, najwyraźniej nic nie przeczuwając. Jego czarne oczy ze zwykłą im wyniosłością ogarnęły trybuny i chłopak natychmiast skierował się do Lilki. Serce przyspieszyło jej nagle, nie wiedziała, czy ze strachu, czy może z innego powodu. Zwykłego powodu, jak to nazywała. Zawsze przyspieszało na jego widok. Julka miała rację, był przystojny jak jasna cholera, że aż Lili zrobiło się głupio. Budowa i ruchy typowego sportowca, wyrobione przez lata ciężką harówką, czarne włosy, śniada skóra i te ciemne, bardzo ciemne oczy. Dziewczyny po drugiej stronie trybun zamilkły na chwilę, a potem zaczęły nad wyraz głośno chichotać. Lilka zagryzła dolną wargę. Przy nim wypadała poniżej przeciętnej. Jestem zakompleksiona, jak ta idiotka ze Zmierzchu, skarciła się sama. O nie, ona nie będzie grać jakiejś skretyniałej Belli. Zresztą nawet nie lubiła tej książki. A Gabriel ani trochę nie przypominał Edwarda.
        - Hej. Co się stało? - zapytał, całując ją w policzek.
        Lilka otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Podrapała się nad brwią, jak zawsze, gdy czuła się zakłopotana. Gabriel Lipski nie był aniołem, choć jego imię na coś innego wskazywało. Nigdy nim nie był, a ona za niego go nie uważała ani też za idealnego księcia bez skazy i takie tam. Charakter to on miał… No cóż, paskudny. Wcale a wcale nie pokrywał się z jego urodą. A w tej dziedzinie miał się czym pochwalić. Najgorsze, że on sam o tym bardzo dobrze wiedział. I całkiem dobrze znał jej zachowania.
        - Musimy pogadać - wydusiła z siebie Lili, za drugim podejściem.
        Uniósł pytająco brwi. Pewnie nie spodobał mu się jej ton.
        - To już wiem - odparł wolno. - Zastanawia mnie tylko o czym.
        - To… hm… strasznie skomplikowane - powiedziała. Wbiła wzrok w swoje buty. - Widzisz… Rozmawiałam wczoraj z koleżanką z gimnazjum i… - zawahała się.
        - I…? - ponaglił ją, gdy uparcie milczała. - No co jest, Lil? - zirytował się lekko, a ona wcale mu się nie dziwiła.
        - I powiedziała mi coś dziwnego. O tobie - dodała.
        - Dziwnego, mówisz…
        Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Wydawało się, że stały się ciemniejsze. Zastanawiał się. Co się dowiedziała, czy z którą koleżanką mogła rozmawiać? Cholera, a jeśli wkopałam Julkę? Zrobiło jej się nieprzyjemnie gorąco.
        - A czy tak koleżanka… z gimnazjum… nie mówiła przypadkiem, że… hm, pokłóciła się ze mną rano? - zapytał, uważnie dobierając słowa.
        Powietrze zeszło z niej jak z dziurawej opony. Nie ma co się oszukiwać, siedzę w najgorszym gównie, w jakie można było wdepnąć w okolicy, pomyślała sarkastycznie. Na wsi co prawda się dusiła i nie rozwijała, ale przynajmniej nie pakowała w kłopoty na każdym kroku. Chciała być miastowa, to teraz ma. Wpakowała się w ręce mafii.
        - No… przypadkiem mówiła - mruknęła.
        - Aha.
        Westchnęła, a tuż po chwili zabrzmiał dzwonek na lekcję. Przerywanie rozmowy w takim momencie było totalną głupotą, ale nie uśmiechała jej się myśl o wagarach. Wstała. On też. Zanim znów się zobaczą, minie czterdzieści pięć minut. Czterdzieści pięć minut sam na sam z własnymi myślami. Cóż za optymistyczna wizja najbliższej przyszłości. Ale jest jeszcze gorsza. Cicha prośba, bezmyślna decyzja i czarny mercedes zaparkowany przed szkołą. To ona już chyba wolała bić się z myślami przez następne osiem godzin lekcyjnych niż… O Matko, siedź cicho, głupia, skarciła się, ale obrazy same jej się nasunęły.
        - Gabriel…
        - Tak?
        - Eh, nic - rozmyśliła się. - Nic.

        Gdy wyszła z angielskiego, wcale nie wpadła na niego. Jeśli brać dosłownie to wpadanie, to wpakowała się na jakiegoś chłopaka z drugiej klasy. Nie miał zbyt szczęśliwej miny. Ona zresztą też. Rozejrzała się, ale Gabriela ze świeczką szukać. Wsiąkł? Odpuścił sobie? Czeka w czarnym mercedesie? Idiotka.
        Żeby nie robić z siebie głupiej, poszła razem z klasą pod salę od geografii. Udawała, że czyta bardzo interesującą książkę, ale tak naprawdę nie rozumiała nic z tego, co przeczytała. Westchnęła i zamknęła ją. Była zbyt zdenerwowana. Jakby nie miała nerwicy przez zbliżające się wystawienie ocen. Gratulacje, Lili, pomyślała zgryźliwie. Jeśli ktoś potrafi ściągnąć na siebie wszelakie kłopoty z okolicy, to na pewno jesteś ty. Rozejrzyj się, może niedaleko są jakieś wampiry albo coś w tym guście.
        - Coś ty taka? - zapytała Izka, siadając obok pod ścianą. Jej słodka twarzyczka zawsze przywodziła Lili na myśl kotka.
        - Jaka?
        - Smutna.
        - Ja smutna? - zaśmiała się Lilka, trochę nieszczerze. - Jestem trochę zestresowana i zmęczona. To może dlatego.
        - Za dużo się uczysz. Olej sobie trochę - poradziła jej Iza.
        Łatwo ci powiedzieć, pomyślała Kotowiczówna.

        - Możemy pogadać?
        Gabriel pojawił się nie wiadomo skąd. Uniosła głowę i napotkała jego twarde spojrzenie. Oj, kłopoty. Niepewnie kiwnęła głową. Wyszli na dziedziniec i usiedli na najbardziej odosobnionej ławeczce. Lilka pocieszała się, że z tego miejsca trudno będzie ją porwać, ale i tak miała stracha.
        - Spokojnie. Nawet przez myśl mi nie przeszło - uspokoił ją chłopak z psotnym uśmiechem.
        - Co?
        - Żeby cię porwać - odparł i uśmiechnął się kpiąco.
        - Skąd wiesz, że o tym pomyślałam? - prawie warknęła.
        Pokręcił głową z rezygnacją, a potem pochylił się w jej stronę.
        - Znam cię - powiedział cicho.
        Lili potarła czoło nad prawą brwią. Cholera, pomyślała. Wyłgać się będzie piekielnie trudno. Że też… A, raz kozie śmierć, stwierdziła w myślach w nagłym przypływie temperamentu. Trzeba ratować Julkę.
        - A więc jednak? Dlaczego mi nie powiedziałeś? Czekałeś, aż powie to ktoś inny? Beznadziejna metoda. - Zalała go potokiem słów.
        - Niee - odpowiedział powoli. - Sądziłem, że zakochasz się we mnie wystarczająco mocno, że nie będziesz chciała odejść.
        Zatkało ją. Miała coś odwarknąć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Co za… tupet! Zamrugała kilkukrotnie, nim w końcu ocknęła się z szoku.
        - Jesteś strasznie pewny siebie - prychnęła. - A co, jeśli teraz chcę odejść?
        Podrapał się w głowę. Udawał, że poważnie się zastanawia, ale kiepsko mu to wyszło. Promieniowała od niego złość i poczucie winy. Zdaje się, że pierwszy raz poniosły go nerwy.
        - Cóż… - mruknął. - Chyba będę musiał ci na to pozwolić.
        - Tak po prostu?
        - A co, mam cię zabić? - zakpił.
        - To nie jest śmieszne - skarciła go.
        Wziął głęboki oddech. No, przynajmniej widać, że potrafi się na mnie wkurzyć, a nie, pomyślała. Ta bezgraniczna wyrozumiałość zaczynała być już nudna. Chociaż, z drugiej strony, to znów może być gra. Na jej uczuciach.
        - Wiem, przepraszam - odparł w końcu. - Tylko… Naprawdę chcesz odejść?
        - Nie wiem - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Obawiam się, że ta twoja genialna metoda jednak przyniosła zamierzony skutek.
        Tak szerokiego uśmiechu to jeszcze nie widziała. Przynajmniej nie na jego twarzy. Natychmiast zniknęła cała złość i frustracja. Westchnęła. Gratulacje, Lilianno Kotowicz. Zostałaś dziewczyną mafii. Nawet jeśli nie zabije cię on, to w każdej chwili może zrobić to inna mafia. Cudownie.

luty 2010
        - A do szkoły to przyjść nie łaska?
        - Nie, chyba mi się nie chciało.
        - A. Nie chciało ci się.
        Lilka zignorowała zdziwione spojrzenia Julki oraz jej przyjaciółki Marty i wrzuciwszy swoją torbę na tylne siedzenie czarnego mercedesa Gabriela (który wcale mercedesem nie był), rozsiadła się wygodnie na miejscu obok kierowcy.
        - A tak w ogóle, to cześć wszystkim - dodała.
        Dziewczyny na chwilę zatkało. Lili przyzwyczaiła się już. Każdy kto choć trochę wiedział o profesji ojca Gabriela, prędzej czy później robił podobne miny. Potem się przyzwyczajał. Dziwiła się jednak, że te informacje nie dotarły jeszcze do uszu Julki. Jej koleżanka była świetna w wyłapywaniu ploteczek.
        - Będziemy siedzieć tak na zimnie? - zapytała.
        Julia otrząsnęła się z szoku.
        - Nie. Możemy iść do pizzerii, jak to było zamierzone - zaproponowała rezolutnie.
        - Zamierzone? - mruknęła zaczepnie Lilka, zerkając na Gabriela. - Zamierzałeś iść do pizzerii z dwoma dziewczynami, ale beze mnie?
        - A ja? - wtrącił Krystian.
        Gabriel wywrócił oczami.
        - Miałem po ciebie podjechać, ale mnie uprzedziłaś. Chodźmy już, okay?
        - Okay, okay - zaśmiała się.
        Krystian zabrał Martę do swojego auta, ale Lili zaproponowała Julce, że może pojechać z nimi. Zawahała się, ale chyba stwierdziła, że przejażdżka z nimi będzie ciekawsza.
        - Masz mi dużo do opowiedzenia - mruknęła Julia do jej ucha.
        Lilka pokazała język Gabrielowi, który spojrzał na rudą dziewczynę w tylnym lusterku i skrzywił się. Tak, to ona, Lilianna Kotowicz. Dziewczyna mafii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Raion