To opowiadanie to taki wielki misz-masz. Mamy tu zarówno "Zmierzch" i "Świat Nocy", jak również "Dary Anioła", które ostatnio są numerem jeden na liście moich ulubionych książek. Albo i nie. Przegrywają na starcie z HP. W każdym razie, historia jest wielką kontaminacja modnych powieści młodzieżowych. Ogólnie, jak zawsze miał to być prolog do czegoś większego, ale zaczęło się i skończyło na tym oto czymś.
Mroki i światła
Stojący obok człowiek był jak zjawa, blady i czarny anioł stróż, który wyłonił się z ciemności, aby ją uratować.
Carlo Frabetti, Wampir obrońca
Victoria nie sypiała zbyt dobrze. Odkąd zmarła jej siostra, dręczyły ją koszmary, w których widziała upiora z groteskowo wykrzywioną twarzą Isabelle. Co noc budziła się zalana potem, z twarzą mokrą od łez i ustami otwartymi w niemym krzyku. Ale nigdy nie wydała z siebie głosu.
Od dwóch miesięcy nadejście nocy napawało ją przerażeniem. Nigdy nie była bojaźliwa, ale ostatnie sny były męczące i upiorne. Dosłownie. Po kolejnym przebudzeniu o trzeciej nad ranem, nie odważyła się wystawić żadnej części ciała spod kołdry. Leżała przykryta po same uszy, modląc się w duchu, żeby ta noc już się kończyła. Zwykle nie udawało jej się zasnąć ponownie.
Dlatego, gdy jej dobra znajoma, piękna i bogata Felicia, zaprosiła ją na piżama party, Victoria nie wahała się ani chwili. Miała nadzieję, że będzie na tyle rozbudzona, żeby nie spać przez całą noc, a nieco później wystarczająco zmęczona, żeby zasnąć w dzień bez snów czy koszmarów.
Nigdy jeszcze nie była tak zdeterminowana.
Był październik. O tej porze roku zmrok zapadał wcześniej niż w czasie lata. Chłodny jesienny wiatr przenikał Victorię do szpiku kości, gdy w słabym oświetleniu ulicznych latarni, przemierzała opustoszałe zaułki. Przyjęcie miało rozpocząć się o dwudziestej, a mama Victorii zaofiarowała się ją zawieść. W ostatniej chwili rozchorowała się babcia i dlatego dziewczyna musiała samotnie dotrzeć do domu koleżanki. Po zachodzie słońca.
Kiedyś machnęłaby na to ręką i roześmiała się. Lubiła wędrować pustymi ulicami, przyglądać się śpiącemu miastu. Obrzeża Nowego Jorku szykowały się do snu, w przeciwności do jego serca. Teraz Victoria szła cała spięta, nerwowo rozglądając się na boki. W każdej chwili była gotowa rzucić śpiwór, plecak i zwiać, gdzie pieprz rośnie. Wątpiła, czy byłaby zdolna do samoobrony, nastawiła się raczej na natychmiastową ucieczkę. Była pewna jednego: że w obliczu niebezpieczeństwa zacznie wrzeszczeć i uciekać.
I tu się myliła.
Gdy nagle na chodniku wyrosła wysoka postać w czarnej pelerynie, Victorię zwyczajnie zamurowało. Stanęła, pochłonięta całkowitym paraliżem, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, do słabego nawet krzyku. Rzeczywistość okazała się odmienna od wyobrażeń. Victoria po prostu nie była gotowa. Mogła tylko stać i patrzeć w twarz zakrytą kapturem, mając w głowie kompletną pustkę.
Postać odrzuciła kaptur. Oczom dziewczyny ukazała się piękna twarz chłopca o nieskazitelnych rysach i porcelanowej cerze. Miał czarne włosy, ciemne oczy okolone firanką długich rzęs i wydatne, choć jakby zsiniałe usta. Coś w jego postawie aż przyciągało do siebie Victorię, choć ona nadal czuła paraliż wszystkich kończyn.
Chłopakowi wydawało się być to na rękę. Rozciągnął usta w leniwym uśmiechu, ukazując rząd białych, bardzo ostrych zębów z delikatnie wydłużonymi górnymi kłami, które nagle zaczęły rosnąć. Na jej oczach.
Victoria usłyszała krzyk. Dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że był jej własny. Ale poza tą jedną, krótką myślą, nie zdążyła zrobić nic poza tym. Wampir - który notabene nie powinien istnieć - rzucił nią o pobliski mur.
W ostatnim przebłysku świadomości, Victoria poczuła, jak ostre zęby przebijają skórę na jej szyi. Potem pogrążyła się w ogarniającym ją mroku i bezwładzie. Prawie z ulgą.
Czarnowłosa dziewczyna usiadła na łóżku. W uszach rozbrzmiewała jej jeszcze własny krzyk. Była spocona i obolała. Znowu. Bezwładnie opadła na poduszki. Byłoby fajnie, gdyby pamiętała cokolwiek ze swojego snu. Ale ona jedynie obudziła się bezgranicznie przerażona.
Błysnęło światło.
- Lessie? - Do pokoju zajrzała mama. - Coś się stało? Krzyczałaś.
Dziewczyna miała chęć spojrzeć na drzwi, ale zamiast tego zasłoniła twarz rękoma. Ostry blask oślepił ją na chwilę, boleśnie atakując oczy.
- Wiem. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Wszystko w porządku? - zapytała mama z troską w głosie. Krótkie czarne włosy miała potargane, szlafrok byle jak zarzucony na flanelową piżamę.
- Tak. To tylko koszmar - wyjaśniła Alessia. - Możesz iść spać, mamo, nic mi nie jest. To naprawdę tylko koszmar.
Matka niewyraźnie skinęła głową i zgasiła światło. Jej córka ponownie została oślepiona. Leżała, czekając, aż jej oczy przyzwyczają się do mroku. Po dłuższej chwili zaczęła rozpoznawać znajome kontury mebli w jej pokoju.
To tylko koszmar…
Miała wrażenie, że coś złotego błysnęło przy oknie. Jej dłoń automatycznie powędrowała pod poduszkę, natychmiast odnajdując ukryty pod nią przedmiot. Palce zamknęły się na chłodnym metalu. Dziewczyna wytężyła wzrok, ale wiedziała, że to na próżno. W tym miejscu nie mogło być nic złotego. Westchnęła skonsternowana.
Ułożyła się wygodniej na poduszce. Sen przyszedł szybciej niż się tego spodziewała. I był mocniejszy niż powinien.
- Kretyn - mruknął złotowłosy mężczyzna.
Ciemnowłosy chłopiec prychnął w odpowiedzi, z gracją zeskakując z parapetu tuż obok. Spojrzał w górę, na zasłonięte okno w pokoju Alessii. Wbrew temu, co początkowo myślał, dziewczyna jest jednak spostrzegawcza. Jak na człowieka.
- Tylko jej nie wystrasz - ostrzegł mężczyzna złowieszczym tonem.
- Spokojnie, Michaelu - odparł chłopiec z szerokim uśmiechem. W głębi oczu czaił się niebezpieczny błysk, który Michael dostrzegł nawet mimo mroku. - Wszystko obmyśliłem.
Złotowłosy spojrzał na chłopca z góry. Był tylko trochę wyższy, za to silniej zbudowany. Potężny mężczyzna, stworzony do walki i obrony. To też robił, o czym świadczył przyczepiony do pasa miecz w złotej pochwie.
- Jace, to bardzo odpowiedzialne zadanie. Weź tego nie schrzań, co?
- Czy ty musisz prawić mi kazania? Wiem, co mam robić - oburzył się Jace.
Miał zadziorne spojrzenie i szelmowski uśmieszek, który gryzł się ze śnieżnobiałymi skrzydłami wyrastającymi mu między łopatkami. Były nieco mniejsze od skrzydeł Michaela, ale nadal robiły wrażenie.
- Dobra, idź już, Michaelu, nim Lucyfer przypuści atak na waszą twierdzę. Chyba nie chcesz, żeby zabrakło cię podczas bitwy? - zapytał.
- Jace, nie przeginaj - wydusił Archanioł zza zaciśniętych zębów.
Ale młody anioł już przenikał ścianę domu. Michael pokręcił głową. Oj, będą kłopoty. Jace zawsze sprawiał kłopoty, niezależnie za co się wziął.
- Poradzi sobie. - Za plecami Księcia Zastępów pojawił się znikąd ciemnowłosy anioł.
- Co tu robisz Rafaelu? - Michael zazgrzytał zębami.
Uzdrawiający wzruszył ramionami.
- Gabriel kazał mi sprawdzić, czy nie wtrąciłeś jeszcze Jace’a do piekła.
- Gabriel to może…
- Ciii! Na litość Boską, Michaelu, czy wypada Archaniołowi tak mówić? - zapytał Rafael z teatralnym oburzeniem wymalowanym na twarzy. Jego oczy bezczelnie się śmiały.
Złotowłosy Archanioł miał chyba ochotę coś odwarknąć, ale jedynie machnął ręką. Odwrócił się na pięcie od Uzdrawiającego i odszedł. Po chwili rozpłynął się w mroku nocy. Rafael zacmokał. Chwilę potem podążył jego śladem.
Wyglądający zza uchylonej zasłonki Jace uśmiechnął się bezczelnie i trochę złośliwie na ten widok. Wbrew pozorom wszystkie Istoty Niebieskie posiadały bardzo niewygodne, ludzkie odruchy. Ale jemu to ani trochę nie przeszkadzało.
Wygodnie rozsiadł się na fotelu swojej nowej, szesnastoletniej podopiecznej z zamiarem przeczekania tak do rana. Spojrzał na ciemne włosy rozsypane na poduszce, chude ręce i blade nogi wystające spod kołdry. Ostatnia podopieczna była ładniejsza. Ale Alessandra Morgenstern była kimś więcej niż zwykłym obowiązkiem, jaki miał każdy Anioł Stróż. Była jego ostatnią szansą. Podobno piekielnie trudną ostatnią szansą.
Głęboko zastanawiał się, czego nie powiedzieli mu Michael, Gabriel i Rafael, a co z pewnością powinien wiedzieć. Coś mu tu śmierdziało. Dziewczyna miała szesnaście lat. Co się stało z jej poprzednim Niebieskim Stróżem?
Alessandra westchnęła przez sen i odwróciła się tyłem do Jace’a. Anioł położył nogi na jej pedantycznie zawalonym, wszystkim czym się dało, biurku. Zamknął oczy, choć przecież Anioły nie sypiały. Zastanowił się głęboko.
Co tak naprawdę ukryło przed nim trzech Archaniołów?
_______________
Jest to wielki misz-masz. Mamy tu zarówno Zmierzch i Świat Nocy, jak również Dary Anioła, które ostatnio są numerem jeden na liście moich ulubionych książek. Albo i nie. Przegrywają starcie z HP. W każdym razie jest to wielka kontaminacja modnych powieści młodzieżowych. Ogólnie miał to być prolog czegoś większego, ale zaczęło się i skończyło na tym oto czymś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz