Ta historia ma jedną wielką zaletę - rozdziały są tak krótkie, że można je napisać w kilka minut. Dlatego tak często się tu pojawia.
Pokuta serca
STRONA SIEDEMNASTA
Komplikacje. Ładnie brzmi, co nie?
Następnego ranka wpadła mama. Zrobiła zamieszania, krzyku i bałaganu. Kazała mi się spakować. Porwała mnie. To tyle, jeśli chodziło o wcielanie planu w życie. Siedziałam w swoim pokoju w domu. O zielonych ścianach i kolorowych półeczkach. Nie mieszkałam w nim od dawna. Rzadko przebywałam w domu.
Siostra konsekwentnie mnie unikała. Psiapsiółom mówiła, że ma remont. Heloł! Miałam wadę serca, a nie trąd. Wytłumacz to piętnastoletniej Barbie.
- Kochanie, chcesz serniczka.
- Nie, dziękuję, mamo. Nie mam ochoty.
Nienawidziłam serniczka. Mama mogłaby o tym pamiętać. Ale tak często bywałam w domu, że nawet się nie dziwiłam. Tak często bywałam w domu, że nie wiedziałam, co w nim robić. Opadłam na łóżko. Włożyłam wielgachne słuchawki, włączyłam mp3. Nie ma mnie. Jest Evansecence.
Bring me to life… Anioł, gdzie jesteś?…
Zadzwonił telefon. Chyba musiałam przysnąć. Czułam wibracje w okolicy prawej kieszeni jeansów. Spojrzałam na wyświetlacz. Śnieżka.
- Cześć. Kiedy wracasz?
- Aż tak się stęskniłaś?
- Okropnie.
- Jutro. Dłużej tu nie pociągnę.
- Nadal chcesz…
- Kochanie. Ja nigdy się nie poddaję.
Mruknęła coś niezrozumiałego. Prawie widziałam jak zaciska usta i kręci głową. Kochałam Królewnę Śnieżkę. Zawsze za, a nawet przeciw.
Plan był prosty. Po primo, przypomnieć Aniołowi o moim istnieniu. W tym celu miałam zamiar wywołać zamieszanie. Po secundo, zmusić Anioła do wycieczki i zdemaskować elfie uzurpatorkę. To zbyt proste.
Problem pierwszy. Czy Anioł Andersena da się usidlić po jednym pocałunku? Nie był głupi, na brzydkie baby nie leciał. A jak coś pójdzie… nie teges? Jeśli się obrazi? Porażka na całej linii.
Problem drugi. Jak przydybać Elficę? Blondynki blondynkami, ale ona też nie była przygłupia.
Świat już był tak urządzony, że jeśli nie wiedziałeś, o co chodzi, to chodziło o pieniądze. A jeśli nie o pieniądze to o seks. Nawet w naszej Klinice na końcu świata. Hormony.
Ach ten piękny okres dojrzewania. Bleee…
Następnego ranka wpadła mama. Zrobiła zamieszania, krzyku i bałaganu. Kazała mi się spakować. Porwała mnie. To tyle, jeśli chodziło o wcielanie planu w życie. Siedziałam w swoim pokoju w domu. O zielonych ścianach i kolorowych półeczkach. Nie mieszkałam w nim od dawna. Rzadko przebywałam w domu.
Siostra konsekwentnie mnie unikała. Psiapsiółom mówiła, że ma remont. Heloł! Miałam wadę serca, a nie trąd. Wytłumacz to piętnastoletniej Barbie.
- Kochanie, chcesz serniczka.
- Nie, dziękuję, mamo. Nie mam ochoty.
Nienawidziłam serniczka. Mama mogłaby o tym pamiętać. Ale tak często bywałam w domu, że nawet się nie dziwiłam. Tak często bywałam w domu, że nie wiedziałam, co w nim robić. Opadłam na łóżko. Włożyłam wielgachne słuchawki, włączyłam mp3. Nie ma mnie. Jest Evansecence.
Bring me to life… Anioł, gdzie jesteś?…
Zadzwonił telefon. Chyba musiałam przysnąć. Czułam wibracje w okolicy prawej kieszeni jeansów. Spojrzałam na wyświetlacz. Śnieżka.
- Cześć. Kiedy wracasz?
- Aż tak się stęskniłaś?
- Okropnie.
- Jutro. Dłużej tu nie pociągnę.
- Nadal chcesz…
- Kochanie. Ja nigdy się nie poddaję.
Mruknęła coś niezrozumiałego. Prawie widziałam jak zaciska usta i kręci głową. Kochałam Królewnę Śnieżkę. Zawsze za, a nawet przeciw.
Plan był prosty. Po primo, przypomnieć Aniołowi o moim istnieniu. W tym celu miałam zamiar wywołać zamieszanie. Po secundo, zmusić Anioła do wycieczki i zdemaskować elfie uzurpatorkę. To zbyt proste.
Problem pierwszy. Czy Anioł Andersena da się usidlić po jednym pocałunku? Nie był głupi, na brzydkie baby nie leciał. A jak coś pójdzie… nie teges? Jeśli się obrazi? Porażka na całej linii.
Problem drugi. Jak przydybać Elficę? Blondynki blondynkami, ale ona też nie była przygłupia.
Świat już był tak urządzony, że jeśli nie wiedziałeś, o co chodzi, to chodziło o pieniądze. A jeśli nie o pieniądze to o seks. Nawet w naszej Klinice na końcu świata. Hormony.
Ach ten piękny okres dojrzewania. Bleee…
STRONA OSIEMNASTA
W Klinice po staremu. Tylko Walentynki coraz bliżej. Jak ja nienawidzę Walentynek.
Elfica puszyła się i panoszyła się po okolicy. Niczym Sfinks. Miała już nawet swoje prywatne przyboczne. Sierotka Marysia i Kopciuszek nie opuszczały jej na krok. Rządy były despotyczne i totalitarne. Opozycja nie istniała. Państwo podziemne gnieździło się w kanałach. Nie miała szans.
Nie tylko ja zostałam zapomniana. Ołowiany Żołnierzyk, odrzucony i nieszczęśliwy, skruszony, wrócił do Czerwonego Kapturka. Co oni w sobie nawzajem widzieli? Kapturek od razu wróciła do swojego koloru. I zgryźliwości.
Pierwszym faworytem Jej Wysokość Królowej Elfów był Anioł Andersena. Szybko odkryłam jednak, że to nie Anioł wpadł w sidła Elficy. To Elfica złapała się na haczyk Anioła. Ku mojemu zdziwieniu, wodził ją za nos. I najwyraźniej dobrze się przy tym bawił. Początkowo. Z czasem wydawał się być coraz bardziej znudzonym.
Wrócisz do mnie, kotku. Bez mojej pomocy, myślałam.
Mnie wrócił humor. Walentynki tuż tuż. Na Walentynki przygotowałam plan. To miała być ostateczna porażka Elficy. Mój największy tryumf.
Chwila autorefleksji. Pomyślałam sobie, że jeśli Anioł wróci… Hm, gotowam przebaczyć rywalce. Gdy Anioł wróci do mnie, nie trudno będzie zrzucić ją z tronu. Łatwo będzie odpuścić. Taak.
Żeby to ja wariowała przez takiego chłopaka. Niedopuszczalne.
- Znów patrzysz w okno.
- Cóż w tym złego? Nie wolno?
- Wolno, wolno.
Śnieżka siadła na parapecie obok. Poczęstowała się czekoladą.
Skoro Anioł zaczął się nudzić, to pewnie wróci. Niedługo. Może przeczekać. Zastanowiłam się. Czy warto opuszczać plan. Wyszło, że tak. Anioł nie był kartą przetargową. Był warunkiem.
- Więc…?
Śnieżka zrobiła sugestywną minę.
- Nie.
- Dlaczego? Przecież sama chciałaś…
- Zmieniłam zdanie.
Przekręciła głowę. Zadała mi nieme pytanie.
- Sam wróci. Jeszcze przed Walentynkami.
Elfica puszyła się i panoszyła się po okolicy. Niczym Sfinks. Miała już nawet swoje prywatne przyboczne. Sierotka Marysia i Kopciuszek nie opuszczały jej na krok. Rządy były despotyczne i totalitarne. Opozycja nie istniała. Państwo podziemne gnieździło się w kanałach. Nie miała szans.
Nie tylko ja zostałam zapomniana. Ołowiany Żołnierzyk, odrzucony i nieszczęśliwy, skruszony, wrócił do Czerwonego Kapturka. Co oni w sobie nawzajem widzieli? Kapturek od razu wróciła do swojego koloru. I zgryźliwości.
Pierwszym faworytem Jej Wysokość Królowej Elfów był Anioł Andersena. Szybko odkryłam jednak, że to nie Anioł wpadł w sidła Elficy. To Elfica złapała się na haczyk Anioła. Ku mojemu zdziwieniu, wodził ją za nos. I najwyraźniej dobrze się przy tym bawił. Początkowo. Z czasem wydawał się być coraz bardziej znudzonym.
Wrócisz do mnie, kotku. Bez mojej pomocy, myślałam.
Mnie wrócił humor. Walentynki tuż tuż. Na Walentynki przygotowałam plan. To miała być ostateczna porażka Elficy. Mój największy tryumf.
Chwila autorefleksji. Pomyślałam sobie, że jeśli Anioł wróci… Hm, gotowam przebaczyć rywalce. Gdy Anioł wróci do mnie, nie trudno będzie zrzucić ją z tronu. Łatwo będzie odpuścić. Taak.
Żeby to ja wariowała przez takiego chłopaka. Niedopuszczalne.
- Znów patrzysz w okno.
- Cóż w tym złego? Nie wolno?
- Wolno, wolno.
Śnieżka siadła na parapecie obok. Poczęstowała się czekoladą.
Skoro Anioł zaczął się nudzić, to pewnie wróci. Niedługo. Może przeczekać. Zastanowiłam się. Czy warto opuszczać plan. Wyszło, że tak. Anioł nie był kartą przetargową. Był warunkiem.
- Więc…?
Śnieżka zrobiła sugestywną minę.
- Nie.
- Dlaczego? Przecież sama chciałaś…
- Zmieniłam zdanie.
Przekręciła głowę. Zadała mi nieme pytanie.
- Sam wróci. Jeszcze przed Walentynkami.
STRONA DZIEWIĘTNASTA
Wydawało się, że na coś czeka. Wyzywające spojrzenia. Ironiczne uśmieszki. Anioł często zerkał. Czekał. Na co?
Dzień przed Walentynkami wróciłam do planu. Nie ma zmiłuj. Jeśli on nie chce przyjść dobrowolnie, wyrwę go siłą. Elfica nie chce oddać korony? Zerwę ją z jej blond włosków. Jakem Królowa Śniegu.
Czerwony Kapturek odmówiła współpracy. Miała już swojego Ołowianego Żołnierzyka. Który za to obiecał pomóc. Nie ma nic gorszego nad złamane serce. Wcale nie czułam się głupio. Że go wykorzystuję. Że wykorzystuję jego ból. “Bez bólu i cierpienia nie istniejemy”, rzekł przed wiekami Sofokles. Któż wie to lepiej od nas? Zamkniętych w Klinice. W miejscu, z którego rzadko wychodziło się na stałe. Zdrowym.
Można było nie dopuszczać tej myśli. Udawać, że to nieprawda. Wierzyć w cuda. Ale Klinika w Nibylandii to prawie radosne hospicjum i psychiatryk dla dzieci. Stąd się nie dochodziło.
Leżałam. Patrzyłam w sufit. Ostatnio dużo myślałam.
Od Dziewczynki z Zapałkami miałam całkiem dobre informacje. O Elficy. W końcu mieszkały w jednym pokoju. Plan już dawno rozkwitł. Nieco się wahałam. Ale byłam zdeterminowana.
- Powiedz mi jeszcze raz, co mam robić.
Żabi Książę był dużo niższy od Anioła. Był blondynem. Miał wodniste oczy i nieprzystojne plamy na skórze. Czasem mniejsze, a czasem się rozłaziły. Był taki spokojny, że dziwiłam się. Jak wytrzymywał w jednym pokoju z Aniołem.
- Odciągasz ją od Anioła, zagadujesz, a potem przyprowadzasz do waszego pokoju.
- Gdzie ty będziesz z Aniołem?
- Domyślny jesteś. Gratuluję.
Śnieżka kopnęła mnie w kostkę.
- W razie czego weź Żołnierza do pomocy.
To było preludium.
Gdy Elfica będzie się wściekać na Anioła, razem z na nowo nawróconym Kapturkiem dokonamy spustoszenia. W jej sypialni. Królowa Elfów miała różowy zeszyt. Zapisywałam w nim swoich chłopaków. Jeśli wierzyć Dziewczynce, to wystawiała im też oceny. Byłam baaardzo ciekawa, ile dostał Anioł.
Jestem okrutna i zła. Mam serce z lodu.
Wyświadczę przysługę ogółowi. Zrzucę tyrana z tronu. I w Klinice zapanuje pokój i prawość.
Plan był dobry. Ale jak wiadomo, trudno upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Kogo miałam do pomocy? Dwóch chłopczyków ze złamanymi sercami, uśmiechniętą dobrą duszę, niesympatyczną wariatkę z bliznami na nadgarstkach i zakompleksioną istotkę z poparzeniami pierwszego stopnia.
Liczymy na cud.
Dzień przed Walentynkami wróciłam do planu. Nie ma zmiłuj. Jeśli on nie chce przyjść dobrowolnie, wyrwę go siłą. Elfica nie chce oddać korony? Zerwę ją z jej blond włosków. Jakem Królowa Śniegu.
Czerwony Kapturek odmówiła współpracy. Miała już swojego Ołowianego Żołnierzyka. Który za to obiecał pomóc. Nie ma nic gorszego nad złamane serce. Wcale nie czułam się głupio. Że go wykorzystuję. Że wykorzystuję jego ból. “Bez bólu i cierpienia nie istniejemy”, rzekł przed wiekami Sofokles. Któż wie to lepiej od nas? Zamkniętych w Klinice. W miejscu, z którego rzadko wychodziło się na stałe. Zdrowym.
Można było nie dopuszczać tej myśli. Udawać, że to nieprawda. Wierzyć w cuda. Ale Klinika w Nibylandii to prawie radosne hospicjum i psychiatryk dla dzieci. Stąd się nie dochodziło.
Leżałam. Patrzyłam w sufit. Ostatnio dużo myślałam.
Od Dziewczynki z Zapałkami miałam całkiem dobre informacje. O Elficy. W końcu mieszkały w jednym pokoju. Plan już dawno rozkwitł. Nieco się wahałam. Ale byłam zdeterminowana.
- Powiedz mi jeszcze raz, co mam robić.
Żabi Książę był dużo niższy od Anioła. Był blondynem. Miał wodniste oczy i nieprzystojne plamy na skórze. Czasem mniejsze, a czasem się rozłaziły. Był taki spokojny, że dziwiłam się. Jak wytrzymywał w jednym pokoju z Aniołem.
- Odciągasz ją od Anioła, zagadujesz, a potem przyprowadzasz do waszego pokoju.
- Gdzie ty będziesz z Aniołem?
- Domyślny jesteś. Gratuluję.
Śnieżka kopnęła mnie w kostkę.
- W razie czego weź Żołnierza do pomocy.
To było preludium.
Gdy Elfica będzie się wściekać na Anioła, razem z na nowo nawróconym Kapturkiem dokonamy spustoszenia. W jej sypialni. Królowa Elfów miała różowy zeszyt. Zapisywałam w nim swoich chłopaków. Jeśli wierzyć Dziewczynce, to wystawiała im też oceny. Byłam baaardzo ciekawa, ile dostał Anioł.
Jestem okrutna i zła. Mam serce z lodu.
Wyświadczę przysługę ogółowi. Zrzucę tyrana z tronu. I w Klinice zapanuje pokój i prawość.
Plan był dobry. Ale jak wiadomo, trudno upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Kogo miałam do pomocy? Dwóch chłopczyków ze złamanymi sercami, uśmiechniętą dobrą duszę, niesympatyczną wariatkę z bliznami na nadgarstkach i zakompleksioną istotkę z poparzeniami pierwszego stopnia.
Liczymy na cud.
STRONA DWUDZIESTA
Walentynki… Czego w nich nie lubiłam? Różu. Miłości. Farsy. Płytkich gestów i słów. Tego, że nigdy nikogo nie miałam.
- Wahasz się?
- Nie.
- Chciałabym mieć twoją pewność siebie.
A raczej umieć tak doskonale kłamać jak ja, pomyślałam nie bez złośliwości.
Cały dzień przesiedziałam w sypialni. Wpatrzona w sufit. Wymyślałam sobie różne historie. Obiecałam, że kiedyś je spiszę.
Punktualnie o piętnastej zero dwie Żabi Książę przechwycił Królową Elfów. Musiał wspomagać się Ołowianym Żołnierzykiem, bo stawiała opór. Pojęcia nie miałam, co oni tam wymyślili. Ważne, że się udało. Odwiedziłam jego pokój. Zastałam tam Anioła.
- A gdzie gitara?
Popatrzył na mnie jakoś dziwnie. W końcu skinął głową na róg pokoju. Instrument leżał tam. Zapomniany. Podrapałam się w głowę.
- Koleżanka nie odczuwa doniosłości muzyki i poezji.
- Nie bardzo. Ale chyba ma rację.
- Głupiś. Ona też.
Zdawało mi się, że w końcu go zainteresowałam. Popatrzył na mnie. Jakby mnie pierwszy raz widział. Nie poczułam się nieswojo.
- Już nie dajesz lekcji muzyki?
- Nie.
- Szkoda.
Wzięłam gitarę. Próbowałam przypomnieć sobie akordy. Naprawdę miałam fatalne wyczucie rytmu.
Pomilczeliśmy sobie trochę. Wsłuchałam się w żałosne jęczenie instrumentu. Spojrzałam na Anioła. Patrzyłam mu w oczy. Starałam się wyglądać majestatycznie i doniośle. Nie z wyższością.
- Brakuje mi ciebie.
Jeśli chciał, mógł udawać, że nie słyszy. Nie zrobił tego. Tak po prostu wyjął mi gitarę z rąk. Poczułam smak swojego triumfu. To była gorzka kawa. Wciągnęłam zapach jego perfum. To było takie znajome. Przyziemne. Jak dawniej.
Czy mi się zdawało, czy poczułam jego tęsknotę?
Anioł Andersena za czymkolwiek tęsknił? Tęsknił za mną?
- Och!… Anioł! Co się tu dzieje do…!?
- Wahasz się?
- Nie.
- Chciałabym mieć twoją pewność siebie.
A raczej umieć tak doskonale kłamać jak ja, pomyślałam nie bez złośliwości.
Cały dzień przesiedziałam w sypialni. Wpatrzona w sufit. Wymyślałam sobie różne historie. Obiecałam, że kiedyś je spiszę.
Punktualnie o piętnastej zero dwie Żabi Książę przechwycił Królową Elfów. Musiał wspomagać się Ołowianym Żołnierzykiem, bo stawiała opór. Pojęcia nie miałam, co oni tam wymyślili. Ważne, że się udało. Odwiedziłam jego pokój. Zastałam tam Anioła.
- A gdzie gitara?
Popatrzył na mnie jakoś dziwnie. W końcu skinął głową na róg pokoju. Instrument leżał tam. Zapomniany. Podrapałam się w głowę.
- Koleżanka nie odczuwa doniosłości muzyki i poezji.
- Nie bardzo. Ale chyba ma rację.
- Głupiś. Ona też.
Zdawało mi się, że w końcu go zainteresowałam. Popatrzył na mnie. Jakby mnie pierwszy raz widział. Nie poczułam się nieswojo.
- Już nie dajesz lekcji muzyki?
- Nie.
- Szkoda.
Wzięłam gitarę. Próbowałam przypomnieć sobie akordy. Naprawdę miałam fatalne wyczucie rytmu.
Pomilczeliśmy sobie trochę. Wsłuchałam się w żałosne jęczenie instrumentu. Spojrzałam na Anioła. Patrzyłam mu w oczy. Starałam się wyglądać majestatycznie i doniośle. Nie z wyższością.
- Brakuje mi ciebie.
Jeśli chciał, mógł udawać, że nie słyszy. Nie zrobił tego. Tak po prostu wyjął mi gitarę z rąk. Poczułam smak swojego triumfu. To była gorzka kawa. Wciągnęłam zapach jego perfum. To było takie znajome. Przyziemne. Jak dawniej.
Czy mi się zdawało, czy poczułam jego tęsknotę?
Anioł Andersena za czymkolwiek tęsknił? Tęsknił za mną?
- Och!… Anioł! Co się tu dzieje do…!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz