poniedziałek, 8 lipca 2013

Opowiadanie piętnaste; część 1

Kolejny fanfick potterowski o Draconie i Corny. Akcja dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, gdzieś w połowie szóstej części "Harry'ego Pottera", luty albo marzec. Nie umiem powiedzieć, na ile ta rzeczywistość jest alternatywna - Voldemort może być, lub może go nie być, to akurat bez znaczenia, jak również to, czy Draco został śmierciożercą i ma misję zabicia Dumbledore'a. W sumie, może tak być. Ale czy to ma jakieś znaczenie?
Jeśli o mnie chodzi, mimo wszystko już bardzo lubię to opowiadanie. Jest lekkie, zabawne, troszeczkę zbyt wulgarne, ale nie nachalne i nie obrzydliwe. Rzadko podoba mi się coś mojego, więc jestem nieco zdziwiona, ale też zadowolona. Nawet jeśli wyszło dłuższe, niż zamierzałam. Miało być jednoczęściowe, ale mi się nie udało. Trudno. Poza tym, zawsze chciałam zobaczyć, jak sprawdziłabym się w takim erotyku. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że się spodoba.

PS. Przepraszam za czcionkę. Blogspot znów płata mi figle.



Zajęcia uświadamiające


Corny Morgenstern pisnęła cicho, uderzając plecami o twardą, zimną ścianę, aż zabrakło jej tchu. W jego odzyskaniu stanowczo nie pomagał Draco Malfoy, który prawie nie odrywał ust od jej opuchniętych warg, jakby zależało od tego jego życie. Corny nie mogła powstrzymać westchnięcia, które wyrwało się wprost z jej płuc wraz z łapczywymi, płytkimi oddechami. Wbiła palce w ramię chłopaka, mnąc materiał jego idealnie białej koszuli. Bardzo możliwe, że będzie miał po tym siniaki, ale należało mu się, przez to co wyprawiał z jej ustami. Drugą rękę wplotła w jedwabiste jasne włosy, które prawie pieszczotliwie przelewały się miękkimi falami między jej palcami. Przez cienki materiał szkolnej szaty dziewczyna czuła chłód kamiennej ściany, a na jej rozpalonej, przewrażliwionej skórze natychmiast pojawiła się gęsia skórka.
Słodka Morgano, przemknęło jej przez myśl, gdy trochę szorstka, ale bardzo delikatna dłoń Dracona znalazła tuż na kolanem i zaczęła wolno wędrować w górę po zewnętrznej stronie jej uda, podwijając po drodze nieprzepisowo wymiętą szarą spódniczkę od szkolnego mundurka. Równocześnie usta chłopaka przesunęły się na szyję Corny i zaczęły ją lekko podszczypywać zębami tuż za lekko spiczastym, drobnym uchem. Dziewczyna jęknęła głucho, odchylając głowę do tyłu i żądając o więcej. Białowłosemu jednak najwyraźniej i to nie wystarczało. Warknął cicho, po czym nieco brutalnym szarpnięciem rozwiązał jej krawat i odrzucił go za siebie. Jego własny dawno już poszedł w zapomnienie, razem z wierzchnią czarną szatą, poniewierając się w jakiejś pustej klasie. Draco rozpiął dwa górne guziki koszuli dziewczyny i przygryzł lekko skórę tuż nad obojczykiem. Gdzieś w dole brzucha Morgenstern zapłonął nagle ogień, który zaczął się gwałtownie rozprzestrzeniać po i tak już rozpalonym do granic ciele. Niewiele się zastanawiając, Corny oplotła swoją nogą biodro białowłosego, przez co jej spódniczka zjechała niestosownie nisko, odsłaniając koronkową podwiązkę od pończochy oraz niewielki fragment nagiego ciała tuż nad nią. Chłodne palce Dracona szybko odnalazły ten odkryty fragment skóry i zaczęły zataczać na nim kręgi, podczas gdy jego wargi na nowo natarły na usta dziewczyny. Był to bardzo zachłanny i pełen pasji pocałunek, który sprawił, że obojgu zakręciło się w głowie. Corny odniosła wrażenie, że się rozpada pod delikatnym tym dotykiem i jedynie druga dłoń białowłosego, przytrzymująca ją przez cały czas w talii, uchroniła ją przed upadkiem na kamienną posadzkę. 
Gdy w pewnej chwili Draco przygryzł płatek jej ucha i szepnął ochryple jej imię, z gardła dziewczyny wyrwał się głośny jęk. Jej ciało wołało o więcej, żądało bliskości i namiętności. Dobrała się do dolnych guzików koszuli chłopaka, prawie je odrywając podczas rozpinania, by już po chwili wsunąć dłonie pod materiał, wzdychając przy tym z ulgi. Zachłannie dotknęła opuszkami palców tej idealnej skóry na plecach Dracona - tak bardzo idealnej, choć poznaczonej bliznami. Znała je wszystkie na pamięć, układały się w jej własną, prywatną mapę. Zaczęła wodzić rękoma w górę i w dół, delikatnie zahaczając paznokciami. Malfoy warknął cicho w jej usta, co bardzo jej się spodobało. Czuła ucisk w podbrzuszu, który, pulsując, emanował do każdej komórki jej rozognionego ciała. Płomyk dawno już zamienił się w pożar, spalając ją.
- Zaraz umrę - jęknęła błagalnie, podczas gdy usta Dracona ponownie badały jej szyję, ssąc ją, przygryzając i podszczypując. - Draco… proszę…
Poczuła, że się uśmiechnął, z ustami przy jej skórze. Jego dłoń przesunęła się nagle z jej uda na pośladek i palce zawadziły o krawędź czarnych, koronkowych majtek. Druga ręka dotknęła jednocześnie nagiej skóry na brzuchu i dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, wbijając paznokcie w plecy Dracona. Morgano, dlaczego się z nią tak droczył? Dlaczego jej to robił? To było nieludzkie, tak nie można. Jak mógł się nad nią tak znęcać? Czuła, że nie zniesie tego dłużej, jej ciało po prostu rozpadało się na kawałki. Kto ją później poskłada?...
- Wielki Merlinie! - rozległ się niespodziewanie wysoki, mocno zaskoczony głos gdzieś na końcu korytarza. - Ale co… jak… Malfoy, Morgenstern! Co to ma znaczyć?!
Corny zapiszczała, tym razem z przerażenia, gdy Draco puścił ją gwałtownie, przez co straciła równowagę i o mało nie upadła na podłogę. Jego dłoń chwyciła ją jednak za łokieć i przytrzymała. Dziewczyna w końcu stanęła mniej więcej prosto i spojrzała ze strachem w kierunku McGonagall. Pomarszczona twarz kobiety była niezdrowo pobladła, usta mocno zaciśnięte w cienką linię, a szeroko otwarte oczy wyrażały zdumienie, dezaprobatę i zniesmaczenie jednocześnie. Całość stanowczo nie wróżyła nic dobrego, zwłaszcza że stojąc nieruchomo, nauczycielka otwierała i zamykała usta jak ryba wyciągnięta z wody. Najwyraźniej nie potrafiła wydobyć z siebie głosu, przez co tylko patrzyła na Ślizgonów w bezgranicznym szoku.
Morgenstern czuła, że rumieni się gwałtownie. Odruchowo zaczęła drżącymi dłońmi wygładzać wymięte ubranie, choć dobrze wiedziała, że nie na wiele się to zda. Z kolei Draco był oazą spokoju. Z obojętną miną i bez najmniejszych oznak zdenerwowania zapiął guziki koszuli, przyglądając się belferce chłodno i prawie beznamiętnie. Corny poczuła lekkie ukłucie podziwu, na widok tej niewzruszonej postawy w obliczu gniewu Żelaznej Dziewicy. Podziw szybko zamienił się jednak w pretensję z nutką irytacji, bo najwyraźniej to właśnie jego pozbawione skruchy spojrzenie wybudziło nauczycielkę z szoku i spowodowało u niej nagły wybuch gniewu. Kobieta niespodziewanie poczerwieniała ze złości i aż się zatrzęsła.
- CO WY SOBIE WYOBRAŻACIE?! - wydarła się, na przemian blednąc i czerwieniąc się. Corny była pewna, że słyszy ją cały zamek, przez co skuliła się za Draconem, w obronnym geście wczepiając palce w jego koszulę. - TO JEST PO PROSTU SKANDAL! JAK TAK MOŻNA?! TO NIEWYOBRAŻALNE, ŻEBY UCZNIOWIE ZACHOWYWALI SIĘ W TAKI SPOSÓB! I TO NA DODATEK PREFEKCI! CO WY SOBIE MYŚLELIŚCIE?!
Morgenstern poczuła, że chłopak zesztywniał. Jego mięśnie były tak napięte, że prawie słyszała, jak trzeszczały. Czyli jednak coś tam go ruszyło. Raczej jej to nie pocieszało. Nie było nowością, że Draco w sytuacjach stresowych stawał się dużo bardziej pyskaty i zjadliwy, a to z kolei źle się kończyło. Każdy miał jakieś odruchy obronne, jednak te Malfoya irytująco działały na ich niekorzyść. Że też nie mógł wymyślić czegoś mniej niebezpiecznego.
- Bo my… my właśnie… - zaczęła mamrotać nerwowo, ciągnąc chłopaka za koszulę, byleby nie chlapnął czegoś, co mogłoby pogorszyć ich sytuację. O ile w ogóle było jeszcze można. - No bo my właśnie…
- CO WY WŁAŚNIE?! - zdenerwowała się nauczycielka, nie obniżając głosu ani o oktawę. Corny na nowo schowała się za Draconem, który stał sztywno jak marmurowy posąg i tylko wpatrywał się w kobietę lodowato. - WYTŁUMACZ MI TO, MORGENSTERN!
- Co to za krzyki w moich lochach? - wycharczał Snape, wychodząc zza rogu i omiatając scenę niechętnym spojrzeniem. Chwilę dłużej zatrzymał je na swoich Ślizgonach, unosząc brwi na widok ich niechlujnego przyodziewku, po czym wbił wzrok w koleżankę po fachu. - Minervo, czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego wydzierasz się na moich uczniów?
McGonagall nieco spuściła z tonu.
- Twoi uczniowie - wycedziła przez zaciśnięte zęby - zachowują się bardziej jak niewyżyte seksualnie króliki, a nie jak wychowankowie Hogwartu, Severusie. Szłam właśnie do ciebie w sprawie Travers i Harpera, którzy raczyli obściskiwać się dosłownie pod drzwiami mojego gabinetu, a natknęłam się na tych tu dwoje - wskazała głową na Corny i Dracona - wyglądających, jakby lada chwila mieli zerwać z siebie ubrania i tarzać się po podłodze. CZY TY W OGÓLE NAD NIMI PANUJESZ?! - dodała, podnosząc głos, który stał się histerycznie piskliwy.
- Nie widzę powodu do krzyku - odparł Snape beznamiętnie, gromiąc jednak swoich wychowanków wzrokiem. A jego oczy mówiły, że oboje gorzko pożałują wpędzenia go w tę sytuację. Corny poczuła, że robi się jej słabo. - W tym wieku z nastolatkami podobno już tak bywa, Minervo. Powinnaś to wiedzieć, skoro jesteś opiekunką Gryffindoru - dorzucił Mistrz Eliksirów tonem, który ociekał jadem.
Starsza kobieta aż się zapowietrzyła, słysząc te słowa.
- Moi Gryfoni nie rzucają się na siebie na szkolnych korytarzach - odparła ze świętym oburzeniem. - Czego nie można powiedzieć o Ślizgonach. To skandal, co się ostatnio dzieje na korytarzach. W ciągu dziesięciu minut natknęłam się na dwie parki w namiętnym uścisku, a ty mi mówisz, że nic się nie dzieje!
Snape zazgrzytał zębami z frustracji. Corny kopnęła w kostkę Dracona, który wyraźnie miał zamiar coś wtrącić, a to źle by się dla nich skończyło. Morgano, no to szlaban murowany, westchnęła dziewczyna w duchu. Mistrz Eliksirów nigdy im nie wybaczy tej ujmy na honorze i do skończenia szkoły będą czyścić kociołki w jego pracowni. Jeśli dobrze pójdzie, oczywiście. Wiadomo, że Snape potrafił być niezwykle perfidny w wymyślaniu kar.
- Czy naprawdę musimy prowadzić tę rozmowę na środku korytarza i to przy uczniach? - zapytał Mistrz Eliksirów z wyraźną irytacją w głosie. - Licytowanie się, czyi wychowankowie są lepsi, jest, moim zdaniem, mało pedagogiczne.
McGonagall oprzytomniała.
- Ach, oczywiście masz rację, Severusie - wysyczała chłodno. - Wasz dom traci czterdzieści punktów za niestosowne zachowanie w miejscu publicznym - rzuciła do dwójki Ślizgonów, a jej mina mówiła, że już ona się postara, żeby nie skończyło się to tylko na tym. - Myślę, że teraz możemy przenieść się do twojego gabinetu, skoro jest najbliżej - dodała tym razem w stronę mężczyzny. - Właściwie i tak do niego zmierzałam.
Wyraz twarzy opiekuna Domu Węża wyraźnie wskazywał, że wolałby mimo wszystko tego uniknąć. Wszyscy wiedzieli, że Snape tolerował w swoim gabinecie jedynie półżywe składniki eliksirów w słojach i klatkach. A poza tym, jeszcze od czasów szkolnych darzył opiekunkę Gryffindoru głęboką antypatią.
- Do dormitoriów - warknął w stronę swoich wychowanków, zanim odszedł, powiewając czarną szatą. Za nim potruchtała McGonagall, niezwykle raźnie jak na swój wiek i pozycję w szkolnej hierarchii.
Corny i Draco odetchnęli głębiej, spoglądając po sobie.
- No to umarł w butach - wymamrotał chłopak.
Powlekli się w stronę pokoju wspólnego z minami skazańców zmierzających na ścięcie. Snape już się o to postara.

Przez najbliższy tydzień zdawało się, że nauczycielka transmutacji jednak zapomniała o sprawie. A może to Sever jakimś cudem ją do tego zmusił. Mimo to Corny wciąż czekała na zemstę ze strony wychowawcy, który słynął raczej z tego, że nigdy nie zapominał. Na pewno nie wybaczył im tej sytuacji, a zwłaszcza, że został skrzyczany jak uczniak przez starszą współpracownicę. Morgenstern bała się, co też mógł wymyśleć przez tyle czasu.
Draco nie podzielał jej obaw.
- Histeryzujesz, kobieto - stwierdził, przewracając oczami. Leżał w ubraniach na łóżku i czytał mugolską powieść z cyklu o Jamesie Bondzie, którą podrzuciła mu ostatnio. - Nie nas pierwszych i nie ostatnich Żelazna Dziewica odprowadziła przed jego snape’owskie oblicze, więc nie panikuj.
- Nie dostaliśmy nawet szlabanu - drążyła Corny wytrwale.
Siedziała ze skrzyżowanymi nogami obok wyciągniętego leniwie Malfoya i z nerwów prawie obgryzała pomalowane na czarno paznokcie. Po prawie sześciu latach nauki znała wychowawcę na tyle, żeby nie ufać chwilowemu spokojowi i brakowi reakcji. To było podejrzane. Wsadziła do ust końcówkę swoich długich, czarnych włosów i przygryzła je w zamyśleniu. Robiła tak zawsze, gdy nad czymś intensywnie rozmyślała, chyba wyłącznie po to, żeby nie obgryzać paznokci, choć wiedziała, że to równie paskudny nawyk. Draco oderwał wzrok od książki i lekko trzepnął ją w dłoń. On z kolei uważał, że jest to nawyk obrzydliwy.
- Więc powinnaś się cieszyć, a nie martwić. Popadasz w paranoję.
Prychnęła.
- Paranoję - mruknęła pod nosem obrażonym tonem. - Tylko dzięki mojej paranoi dotrwaliście z Blaise’em w jednym kawałku do szóstego roku - zauważyła z irytacją w głosie.
- I obaj jesteśmy ci za to wdzięczni - wtrącił Zabini z łazienki, przekrzykując lejącą się z kranu wodę. - Ale Smoczydło ma rację, odrobinę przesadzasz. Może po prostu Sever stwierdził, że to przegrana sprawa i zwyczajnie odpuścił.
- Że niby nasz Sever odpuścił? - Corny uniosła brwi sugestywnie brwi, choć brunet nie mógł tego widzieć. - No proszę cię.
Blaise nie mógł zaprzeczyć. Białowłosy westchnął.
- Corny, czy zamartwianie się w czymkolwiek ci pomoże? - zapytał znużony, przyciągając ją do siebie. Opadła mu bezwładnie na pierś. - Jeśli Snape zechce nas ukarać, to zrobi to, niezależnie czy będziesz tego oczekiwać, czy nie.
- Ale to podejrzane - wymamrotała w jego koszulę, machinalnie bawiąc się najbliższym guzikiem.
Choć nie widziała jego twarzy, mogła przysiąc, że znów przewrócił oczami.

Gdy następnego dnia rano (a był piątek) schodziła z Draconem na śniadanie, pod tablicą ogłoszeń pokoju wspólnego zebrał spory tłumek uczniów ze starszych roczników. Wszyscy wyglądali na podekscytowanych i mocno ubawionych, co nie było spotykane u Ślizgonów, którzy słynęli raczej z ponuractwa i braku poczucia humoru. Draco zmarszczył brwi na ten widok, a Corny mocniej ścisnęła jego dłoń, przeczuwając kłopoty. Miała świetnie wykształconą intuicję.
- Przyznać się, kogo ostatnio przyłapano na obcałowywaniu się na korytarzu - zapytał ze śmiechem Blaise, rzucając w ślizgońską brać rozbawione spojrzenie, które ostatecznie spoczęło na jego białowłosym przyjacielu. - Oczywiście oprócz ciebie, stary. - Wyszczerzył się. - O tym wie już cała szkoła.
Draco uniósł brwi na swój malfoyowski sposób.
- A tobie o co znów chodzi, człowieku? - zirytował się.
Zabini bez słowa wskazał głową na nową kartkę, która pojawiła się w nocy na tablicy. Zapisana była charakterystycznym pismem Snape’a, przez co Corny poczuła, jak jej żołądek zawiązuje się w supeł. Oboje z Malfoyem podeszli bliżej, żeby zobaczyć treść ogłoszenia.

Z zarządzenia pani wicedyrektor, w najbliższą niedzielę o godzinie 19 wszyscy chłopcy z roczników piątego, szóstego oraz siódmego zgłoszą się w klasie eliksirów, zaś dziewczęta z tychże roczników w sali 1113 na Wieży Astronomicznej.
Obecność obowiązkowa.
Profesor S. Snape

Teraz to Morgenstern uniosła brwi.
- Czy oni mają zamiar… nas uświadamiać? - zapytała z rozbawieniem, choć podszytym nutką niepokoju.
- Najwyraźniej - odparła Lily Moon, prezentując identyczne nastawienie do tego krótkiego i lakonicznego wpisu wychowawcy, wyłączając jednak obawę. Nie miała na sumieniu przyłapania przez „panią wicedyrektor”.
Draco i Corny wymienili spojrzenia, a dziewczyna miała naprawdę ogromną ochotę rzucić: „A nie mówiłam?”, jednak się powstrzymała. Tak oto dosięgła ich zemsta Severusa Snape’a. Strzeżcie się wy wszyscy wchodzący w drogę Mistrza Eliksirów niewyżyci seksualnie nastolatkowe, w których buzują hormony i którzy dajecie się przyłapać wrogom Slytherinu.
- Ciekawe, czy będą prezentacje? - zastanowiła się na głos Cleo Warrington, czym wzbudziła ogólną wesołość wśród zgromadzonych pod tablicą.
- Żelazna Dziewica chyba naprawdę ma już nas dość - zauważył Cas Avery. Nie wydawał się jednak ani odrobinę zmartwiony złym stanem ducha nauczycielki transmutacji. - Cholera, założę się, że Sever ostro się na nas wyżyje, że został do czegoś takiego zmuszony.
Roczniki piąty, szósty i siódmy na chwilę zmarkotniały, świadome grozy tej sytuacji, ale wszystkim szybko wrócił dobry nastrój.
- Kurczę, myślicie, że McGonagall poprowadzi nasze spotkanie? - zmartwiła się nagle Poppy Tripe.
Daph Greengrass pokręciła głową.
- Sever napisał, że spotkanie dla dziewcząt będzie na Wieży Astronomicznej, więc raczej zajmie się tym Sinistra.
- No i chwała Merlinowi - odparła któraś z bliźniaczek Carrow, które trudno było odróżnić. - Ze spotkania z Żelazną Dziewicą nie wyszłybyśmy żywe. Już by ona dała nam popalić, pewnie nie gorzej od Severa. Sinistra jest w porządku.
Dziewczęta skwapliwie pokiwały głowami. Profesor astronomii była młodą kobietą (zdaje się, że w wieku Snape’a, ale on wyglądał raczej staro taki wiecznie skrzywiony i ubrany na czarno) i słynęła wśród uczniów luźnym nastawieniem do nauczania oraz często dosyć nieformalnym kontaktem z uczniami. Oczywiście w granicach rozsądku. Istniała możliwość, że zajęcia uświadamiające z nią nie będą katorgą. W przeciwieństwie do spotkania z wychowawcą.
- Szczęściary - wymamrotał na to Theo Nott. - Sever zapewne rozszarpie nas na części albo utopi w kociołku.
- Dość duży musiałby mieć ten kociołek - zauważyła Lyra Flint.
Młodszy Nott natychmiast posłał jej mordercze spojrzenie. Logiczny błąd w tym stwierdzeniu nie miał być sensem tego zdania. Ale Flintówna w ogóle się nie przejęła jego oburzeniem. Spojrzała na niego, jakby spadł z księżyca, a przez to na moment wyglądała niczym ciemnowłosa wersja Pomyluny Lovegood.
- Ciekawe, czego oni będą nas tam uświadamiać? - Pansy Parkinson z psotną miną wypowiedziała na głos to, co wszystkim chodziło po głowie.
- Wątpię, czy istnieje jakaś rzecz, w której mogliby cię jeszcze uświadomić - zakpił zaraz z niej Draco. - To raczej ty uświadamiasz w wielu sprawach połowę męskiej populacji Hogwartu.
Ślizgoni parsknęli śmiechem, niektórzy całkiem otwarcie, inni zaś dyskretnie starali się zakamuflować to w kaszel. Odkąd Pansy przekroczyła wiek, w którym chłopcy mogli się nią interesować bez posądzenia o pedofilię (a że w Hogwarcie górna granica wieku stanowiła zwykle osiemnaście, dziewiętnaście lat, stało się to dość szybko), można było rzec, że nie przepuściła żadnej parze spodni. I wcale się nie przejmowała swoją opinią. Mimo wszystko zgromiła Dracona wzrokiem.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne - fuknęła obrażona, zakładając ręce na piersi z zaciętą miną. - Odezwał się przykład cnót i niewinności. Wiedz, że to, że chodzisz teraz z Corny, nie oznacza, że twoje dawne grzeszki zostały zapomniane, Malfoy.
Białowłosy wyszczerzył się do niej bezczelnie.
- Mam nadzieję.
- Cóż, już lepiej byłoby wysłać na to cały trzeci rok. Mielibyśmy z tego jakiś pożytek przynajmniej - wtrąciła w zamyśleniu Evangelnie Travers, przerywając przepychankę słowną Dracona i Pansy. - No i przy okazji mielibyśmy w tym roku z głowy standardową ślizgońską pogadankę na koniec semestru letniego.
- Zwłaszcza, że to ty masz ją przeprowadzić. - Daphne uniosła sugestywnie brwi ze złośliwym uśmiechem.
Starsza koleżanka zgromiła ją wzrokiem.
- Bynajmniej - odparła Travers cierpko. - Gdy za rok to tobie przypadnie ta wątpliwa przyjemność, inaczej będziesz śpiewać.
- Nie przypadnie - zauważyła Tori, młodsza siostra Daph, a może raczej, jej młodsza wersja. Wyglądała prawie identycznie, wysoka, zielonooka blondynka, i nawet ubierała się podobnie. - To Corny i Draco są prefektami.
- Wysłanie trzecioroczniaków to niegłupi pomysł - wymamrotał Draco. - Ale mnie za rok nie pomoże.
Corny kopnęła go w kostkę. Doprawdy, zrobiłby wszystko, żeby tylko mieć jak najmniej obowiązków. Z drugiej strony, jakoś jej także nie uśmiechała się ta standardowa procedura, w której najstarsi prefekci pod koniec ostatniego semestru uświadamiali uczniów z trzeciego roku. Niestety, była konieczna. Po wakacjach dotychczasowi trzecioroczniacy stawali się nagle czwartoroczniakami i zaczynali spędzać wieczory na innych rzeczach niż granie w gargulki.
- Merlinie, to będzie pogrom - jęknął nagle cicho Rick Nott, który znany był w Hogwarcie głównie ze swojej odmiennej orientacji, z którą nawet szczególnie się nie krył. Wsadził ręce głęboko w kieszenie szkolnej szaty i spojrzał na tablicę ogłoszeń z miną skazańca.
- T-to będzie p-przerażające - poprawił go słabo Oliver Rivers, który z kolei nigdy nie miał żadnej dziewczyny, bo ciągle siedział z nosem w książkach.
- A mnie pociesza myśl, że jeśli McGonagall to zorganizowała, to pewnie dla wszystkich domów bez wyjątku - powiedział wesoło Evan Burke. - Ha! Już widzę tych cnotliwych Gryfiaków czerwieniejących się jak nadobne dziewoje na samo wspomnienie o seksie. - Wyszczerzył się. - Albo lepiej - Puchonów.
Ślizgoni nie potrafili powstrzymać się od śmiechu. Wychowankowie Domu Węża od zawsze słynęli z najluźniejszego podejścia do intymnych spraw, jako że starsi uczniowie rozmawiali już o tym z trzecioroczniakami i nie traktowało się nigdy tego, jak tematu tabu. Trudno było sobie jednak wyobrazić taką rozmowę u niewinnych Gryfonów lub płochliwych Puchonów. Krukoni pewnie wyczytywali swoje z tych mądrych książek, które nieustannie czytali.
- Nie no, ale tak na serio, czego oni mogliby nas tam nauczyć, czego jeszcze nie wiemy? - Leo Harper podrapał się po głowie.
- Może unikania nauczycieli podczas miłosnych schadzek? - odparł Blaise ze śmiechem. - Niektórym by się to przydało - dodał, kierując spojrzenie na dwójkę swoich przyjaciół.
- Weź się odwal, co? - rzucił na to Draco.
- Coś ty taki nerwowy, stary? Okres masz, czy jak?
Corny zatknęła białowłosemu usta dłonią, zanim ten coś odszczekał, w tym samym czasie posyłając Zabiniemu mordercze spojrzenie.
- Zachowujecie się jak dzieci - skarciła ich.
Zabini uniósł dłonie w obronnym geście, ale nadal uśmiechał się szeroko, bardzo z siebie zadowolony.
- Cóż, technika unikania nauczycieli przydałaby się jednak kilku osobom - podchwyciła Warrington, spoglądając przy tym sugestywnie na Travers i Harpera oraz na starszą z sióstr Greengrass i Avery’ego. Właśnie te dwie pary wylądowały ostatnio na dywaniku u wychowawcy.
- A Gryfonom i Puchonom przyda się uświadomienie, zanim zaczną płodzić jeszcze więcej Gryfonów i Puchonów - skwitował złośliwie czerwonowłosy Adam Selwyn. - Obawiam się, że świat może tego nie wytrzymać.
- Właśnie dlatego, bracia i siostry, Ślizgoni wolą Krukonki - skomentował to sucho stojący za nim Caus Yaxley.
Wszystkie Ślizgonki oburzyły się jednocześnie.
- Uch, co za chamstwo - fuknęła ze złością Kathie Selwyn o włosach równie płomiennych jak brat.
Jej słowa natychmiast spotkały się z poparciem innych przedstawicielek płci pięknej. Yaxley skurczył się i schował się za Selwynem, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że chłopak odeprze atak dwa lata młodszej siostry. W końcu znał ją całe życie, więc powinien wiedzieć, jak się przed nią bronić.
- Tylko bez rękoczynów - rzucił ostrzegawczo Rick Nott, który w tym roku był prefektem naczelnym. - Nie chcę pacyfikować was za pomocą zaklęć. A poza tym, my tu gadu-gadu, a śniadanie zaraz się skończy. Niektórzy z nas mają zajęcia na dziewiątą, więc powinniśmy się zbierać, jeśli chcemy zdążyć.
Wszyscy pokiwali głowami (Kathie nadal zerkała nieprzychylnie na Causa), po czym jednocześnie ruszyli w kierunku wyjścia z pokoju wspólnego. Nikogo nie opuszczał jednak dobry nastrój. Już sam pomysł z urządzeniem dla nich zajęć uświadamiających wprawiał wszystkich Ślizgonów w rozbawienie, nawet pod groźbą mordu ze strony własnego wychowawcy.
Corny doskonale wiedziała, że czarę goryczy najprawdopodobniej przelał wypadek z przed tygodnia i że w takim razie Sever nie popuści Draconowi tego płazem. Zastanawiała tylko się, czy powinna już zacząć się o niego martwić. Ale to był przecież Draco, w końcu wychodził cało z gorszych kłopotów.
- Mówiłam, że Sever coś wymyśli? - rzuciła, gdy wychodzili na korytarz, nie mogąc się już powstrzymać. - To doprawdy niemożliwe, żeby minął tydzień, a on nie wlepił nam jakiegoś paskudnego szlabanu. To nie w stylu profesora Snape’a.
- Zajęcia uświadamiające zarządziła McGonagall - przypomniał jej Blaise.
Posłała mu wymowne spojrzenie.
- A Sever stwierdził, że to świetny pomysł na zemstę.
- Cóż, przynajmniej umrzemy w grupie - stwierdził białowłosy w przypływie typowego dla niego czarnego humoru. - Zawsze będzie nam raźniej.
Corny spojrzała w sufit. Doprawdy, mógłby choć raz być poważny w obliczu zagrożenia. Czasem zastanawiała się, co było nie tak z jego systemem wartości, że nie potrafił prawidłowo zareagować. Może po prostu za długo przebywał w jej towarzystwie i wszystko mu się pomieszało.


2 komentarze:

  1. Czcionka rzeczywiście za mała, jak na moje oczy. Musiałam sobie obraz powiększyć, by zacząć czytać:)
    Mi się bardzo podobała ta pierwsza część opowiadanie. Początek bardzo "romantyczny", choć nie wiem, czy to dobre słowo w przypadku Corny i Dracona... W sumie niezłe miejsce sobie znaleźli na schadzki. A potem się dziwią, że nauczyciele ich przyłapują i dostają kary ^^ Ale widać Cormy jednak się nie myliła, widać Snape takich rzeczy nie zapomina. Jestem ciekawa już tych zajęć uświadamiających^^

    Pozdrawiam :*

    p.s. dodasz obserwowanych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, nie zauważyłam Twojego komentarza. Z nieznanych mi powodów został przez blogspot zakwalifikowany jako spam i odkryłam go dopiero przeglądając pocztę.

      Pokombinowałam z tą czcionką i chyba teraz już jest lepsza. A "obserwowanych" już wstawiam. Do tej pory ta funkcja nie była mi zbytnio potrzebna ;)

      Usuń

Layout by Raion